Mam tu wszystko, rezerwat ptaków, puszczę. To cudowne miejsce – mówi Andrzej Rybiński (61 l.), wokalista, kompozytor. Ale mimo to nie od razu rodzina chciała zamieszkać kilkadziesiąt kilometrów za miastem, w niewielkiej miejscowości koło Nowego Dworu Mazowieckiego.
Była połowa lat 90., gdy Andrzej i Jolanta pomyśleli o porzuceniu stolicy.
– Pamiętam telefon od żony, akurat koncertowałem we Władywostoku. Zadzwoniła i powiedziała: „Zyguś, nasz sąsiad radzi, abyśmy kupili działkę. Co ty na to?”. No to kup – ja na to. Kiedy przyjechaliśmy ją obejrzeć, we wsi stały tylko trzy domy – opowiada Andrzej Rybiński.
Postawili fundamenty, zadaszyli dom. Stanęły ściany działowe. – Przywiozłem rodzinę, by pokazać, jak to wygląda, a wtedy żona mówi: że daleko, że jak tu dziecko wozić do szkoły. To prawda, nie było porządnych dróg, tylko drogi szutrowe – opowiada wokalista.
On jednak tak łatwo się nie poddał. Razem z robotnikami zamieszkał w drewnianym domku obok i budował dalej. I kiedy położono tynki, podłogi, wykończono wszystko, żona powiedziała: Jest ładnie. Będziemy tu mieszkać!
WIĘCEJ:
http://www.se.pl/rozrywka/gwiazdy/andrzej-rybinski-juz-nigdy-nie-wroce-do-stolicy_155923.html